Kiedy życie rzuca kłody pod nogi, a ty jakoś przeskakujesz każdą z nich i na przekór robisz swoje, zaczynasz inaczej patrzeć na siebie i własne możliwości. Nie da się bezstronnie spojrzeć na samego siebie - to jasne, ale też nie można nie doceniać swojej unikalności, jakakolwiek by ona nie była.
Zafundowałam sobie już kilka razy szczerą autorefleksję nad fundamentalnym pytaniem "Kim jestem?". I - niespodzianka - wnioski nie były z gatunku tragicznych.
Co zatem widzę w sobie, co sprawia, iż mogę zupełnie szczerze i życzliwie uśmiechnąć się do swojego lustrzanego odbicia?
1. Męski mózg
Babskie dramaty nie są dla mnie. Obgadanie problemu z psiapsiółką (setny raz z kolei) też mnie nie przekonuje. Problem trzeba rozwiązać, najlepiej w miarę sprawnie i szybko, stosując się do wcześniej odnalezionych instrukcji. A skoro już przy instrukcjach jesteśmy, to po to one są, by je czytać ze zrozumieniem - nawet jeśli Google Translator w Chinach przetłumaczył je na język polskawy.
Wraz z "męskim myśleniem" nie dostałam jednak w pakiecie orientacji w terenie ani smykałki do przedmiotów ścisłych. Cóż, nie można mieć wszystkiego...
2. Coś z niczego
Gdy się nie ma, co się lubi... to się kombinuje, by to zdobyć. Albo zrobić. W ten sposób wykorzystuję ponownie mnóstwo rzeczy, których przeznaczeniem na pierwszy rzut oka jest po prostu śmietnik. A ponieważ pracuję między innymi z dzieciakami, to niestandardowe podejście do przedmiotów oraz umiejętność błyskawicznego stworzenia potrzebnych mi rzeczy (od kart pracy, przez materiały poglądowe, aż po zabawki) są ogromnie cennymi cechami.
3. Głód wiedzy
Kiedyś usłyszałam, że bez ciągłego dążenia naprzód człowiek zaczyna się cofać. Wzięłam to sobie do serca... i wykorzystuję każdą okazję, by poszerzyć swoje kompetencje. Były więc zajęcia z emisji głosu, były warsztaty z wychowania, dwa kursy podyplomowe, szkolenia, tutoriale... W planach jest tego znacznie więcej, a wciąż mimo wszystko za mało, bym mogła sobie powiedzieć "dość". Przecież zawsze znajdzie się coś, o czym powiem "O, tego jeszcze nie wiedziałam!"...
4. (Nie)poskromiony dzieciak
Poważna Pani Psycholog? Tak, jak najbardziej. Ale najmocniej wyczekuję tych momentów, kiedy mogę uwolnić swoje spontaniczne wewnętrzne dziecko - śmiać się bez powodu, tańczyć na ulicy, obejrzeć kreskówkę, zmalować coś mniej lub bardziej potrzebnego, marzyć bez autorecenzji... Jako nastolatka byłam stara, jako dorosła kobieta kocham wracać do dzieciństwa. Bo trudno uwierzyć w to, jak wiele drobiazgów potrafi cieszyć, gdy spojrzy się na nie oczami dziecka.
5. Granice cierpliwości
Nie powiem, że się nie wkurzam ani że pokornie czekam w każdej kolejce. Zachowuję jednak spokój tam, gdzie innym rośnie ciśnienie i pełną szacunku empatię wówczas, gdy zrozumienie wydaje się już niemożliwe. Staram się działać zgodnie z zasadą, że skoro nie można czegoś zmienić, to nie warto się tym denerwować, a jeśli zmienić się da, to tym bardziej nerwy nie są potrzebne - i póki co przynosi ona więcej korzyści, niż wad. Nie ukrywam, że elastyczne granice, oddzielające życzliwy profesjonalizm od agresywnego wybuchu (lub załamania nerwowego) są ogromnie przydatną zdolnością.
Ok, być może nie są to moje najważniejsze cechy. Może też wcale nie są one super zaletami. Być może wkurzają, albo powodują, że pojawiają się w moim życiu sytuacje w innym wypadku możliwe do uniknięcia.
Ale ja je lubię. Sprawiają, że z lustra patrzy na mnie nie tylko kolejna twarz człowieka z Wielkiego Miasta. I że jestem taką właśnie, a nie inną Dagmarą. Jestem po prostu sobą.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz