Nie ma wiosny...

...ale wiosenne zakochanie dopadło i tak.
Biedna moja głowa, która nie mieści w sobie tego naiwnego, zbyt szybkiego, niespodziewanego drgnienia serca.

Wyzwanie blogowe: kwiaty ręką robione

Ani się obejrzałam, a minęły dwa dni - a zatem to by było na tyle, jeśli chodzi o systematyczność w wyzwaniu Uli... Na swoją obronę mam tylko to, że był to niezwykle intensywny i poniekąd kreatywny czas. No i fakt, że wróciłam, gotowa by podzielić się z Wami pewnym trickiem. 
Uwaga, będzie dużo zdjęć!

Nie jest tajemnicą, że zajmuję się rękodziełem (ależ poważnie to brzmi...). A skoro ma być to dzieło ręki, to... co się da należy wykonać ręcznie. I w myśl tej filozofii rozpoczęłam własną produkcję papierowych kwiatków. Pewnie, że można takie kupić - tylko po co? A nawet jeśli korzystamy z "gotowców", to takie własnoręczne kwiatuszki świetnie nadają się do uzupełnienia kompozycji. No i mają jedną ogromną zaletę: każdy z nich jest niepowtarzalny.
To co, czy są chętni na poznanie techniki ręką robionych kwiatów?

Potrzebne będą:
- papier (od technicznego aż po akwarelowy, dla mnie idealnym jest taki 210 g),
- nożyczki,
- klej
- kolorowe tusze, mgiełki, farbki, kredki lub cokolwiek, czym chcecie barwić płatki,
- pręciki, ozdobne szpileczki lub zwyczajny drucik.

I do dzieła.
Można to zrobić ozdobnym dziurkaczem lub według narysowanego wzoru. Albo po prostu kwadrat z papieru złożyć dwukrotnie, narysować kształt płatka i wyciąć go tak, by po rozłożeniu wyszło coś na kształt koniczynki. Moje płatki robione były właśnie tą techniką - tak wyglądały po rozłożeniu kwadracików. 

Kiedy mamy wycięte płatki (na jeden kwiatek potrzeba dwóch-trzech takich "koniczynek")...

Tutaj pełna dowolność. Ja wykorzystałam kredki akwarelowe i wodę w przypadku kremowych i żółtych kwiatków oraz pastelową mgiełkę wodną do niebieskich.
Kiedy kwiatki są mokre, łatwiej się je układa, zatem od razu po zwilżeniu...

A raczej nabijamy na nie płatki, gdyż najwygodniej jest, kiedy szpileczka lub drucik przechodzą przez wszystkie warstwy kwiatka, tworząc coś w rodzaju łodyżki. Na główce układamy płatki, gniotąc je, wywijając, składając do środka... i pomagając sobie przy tym klejem.
Teraz zostało już tylko... 
Proste, prawda?

Już wkrótce będę się chwaliła kilkoma pracami z wykorzystaniem ręcznie robionych kwiatów. A do tego czasu chętnie poznam Wasze opinie na temat tego mini kursu. A może znacie inne metody tworzenia ozdób?


Wyzwanie blogowe: wiosenne porządki

Ula Phelep uruchomiła kolejne Wyzwanie Blogowe. Jak zwykle, jestem w tyle... Ale dołączam mimo to, wierząc, że i tym razem uda mi się dokończyć rozpoczętą zabawę.

Post marcowy nr 1:

Okna, szafy, zbędne rzeczy - to wszystko czeka na swoją kolej na liście "do ogarnięcia". Ale mimo upływu czasu, z listy nie ubywa pozycji, przeciwnie. Taka to moja bolączka, zwana niezorganizowaniem.
Postanowiłam zatem, by wraz z nadejściem wiosny pozbyć się zimowego marazmu. Odrzucić wymówki o tym, że ciemno, chłodno, że dzień krótki, a energia zamarzła pomiędzy przystankiem tramwajowym a drzwiami mieszkania. Czas zabrać się za to, co zdążyło się zakurzyć w ciągu ostatnich tygodni (miesięcy może?), co odkładałam na wieczne "później", "jutro" i "w wolnej chwili".

Punkt pierwszy to założenie kalendarza. Co prawda korzystam z jednego, notując zadania do wykonania w pracy, ale jest on... no właśnie, do pracy. Nie organizuje mi życia. A że do tego szary i nudny, nie zachęca nawet do zaglądania, nie mówiąc o planowaniu czegokolwiek.
A więc zakładam sobie kalendarz. Taki własny, pokolorowany, z wpisami w różnych barwach i wklejonymi sklerotkami. I systematycznie go wypełniam: od list zakupów po priorytety na dany tydzień.

Punkt drugi to wyrzucenie z szaf, szuflad, regałów, kartonów i wszelkiego rodzaju pojemników wszystkiego, co miało być "przydasiem", a pozostało zawalidrogą. Koniec z przechowywaniem sweterków, w których wyglądam jak moja własna babcia. Dość z chowaniem butów "do podklejenia" i skarpet "do zszycia". Resztki tkanin też już mi się nie przydadzą.
Może się okazać, że mam w życiu więcej miejsca, niż przypuszczam.

I punkt trzeci (biorąc pod uwagę dotychczasowe starania chyba najtrudniejszy): zaopiekuj się sobą. Tak, dokładnie. Będę robić wiosenne porządki w swoim ciele i umyśle, egoistycznie poświęcając choć jedno popołudnie w tygodniu wyłącznie sobie. Dobry obiad, fantazyjny manicure, książka lub film tak dalekie od psychologii, jak to tylko możliwe... Odrobina rozpieszczania, na które przecież (do cholery!) zasługuję.

Słońce za oknem dodaje mi energii, a głowa huczy od pomysłów, więc...
...do dzieła, Dagmaro!



We własnym rytmie... © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka